Książka

Dobre książki

"Dom burz" to kontynuacja "Wieków światła" - bardzo nietypowej powieści fantastycznej autorstwa niezbyt dobrze znanego w Polsce Szkota, Iana MacLeoda. A ten właśnie brak wiedzy okazać się może wkrótce dla polskiego czytelnika bardzo niekorzystny, gdyż MacLeodowi pisana jest przyszłość usiana różami (bez kolców) oraz... dolarami, rzecz jasna. Ian tworzy w gatunku określanym mianem New Weird, a wywodzącym się z postlovecraftowskiej nowej fantastyki eklektycznej. W New Weird nie ma miejsca dla starych kanonów i schematów. Musi być dziwnie, musi być nietypowo. Gatunki się spotykają, zderzają, przenikają i tworzą coś nowego. "Dom burz" to książka, którą moglibyśmy określić jeszcze mianem fantastyki industrialnej.

Akcja powieści osadzona jest w wiktoriańskiej Anglii, choć nie jest to Anglia, którą znamy z podręczników historycznych. Odkrycie eteru, tajemniczej substancji o magicznych właściwościach, odmieniło ten kraj i cały świat. Odmieniło do tego stopnia, że próżno szukać w nim wielu cech znanych zarówno z tzw. realu, jak i z innych powieści fantastycznych. Obok dość rozwiniętego, ale bardzo upośledzonego przemysłu istnieje magia, która jest integralnym elementem procesów produkcyjnych. Tajemniczy eter zmienia właściwości wszystkich substancji, a także wpływa na ludzi, którzy się nim posługują. Na naszej umęczonej planecie pojawiają się nowe gatunki wyhodowane w cechach zwierzmistrzów, na polach rosną nowe rośliny o przedziwnych nazwach. Nie zmieniło się tylko jedno. Ludzka ambicja. Wiek światła zbliża się ku końcowi i początkowo nic nie wskazuje na to, że czyjeś machinacje pchną cywilizację w objęcia wojny.

"Dom burz" to książka zaiste przedziwna. Pełna neologizmów, bądź, jak kto woli: łamańców słownych, które na pierwszy rzut oka powstały przy kontakcie z eterem, ale takim częściej spotykanym i w dodatku butelkowanym... Świat przedstawiony w tej powieści jest zakręcony i szalony, stanowi niesamowitą mieszaninę tego, co wiemy i do czego przywykliśmy, z pomysłami zupełnie nowymi bądź zmutowanymi. Wizja autora zadziwia.

Często książki nietypowe, nawet jeśli doceniamy ich nietuzinkowość, nie trafiają w nasze gusta. Czyta się je przeciętnie, a czytelnik, zamiast przywdziać skórę odkrywcy i awanturnika, musi ostrożnie stąpać wśród min, którymi usiana jest terra incognita książki. Początkowo miałem wrażenie, że "Dom burz" jest przykładem takiej właśnie lektury. A zatem jest ciekawy, jest odkrywczy i... co z tego? Pierwsze pięćdziesiąt stron przeczytałem z wysiłkiem, i to dzieląc sobie ten imponujący zasób czytelniczej rozrywki na kilka wieczorów. W pewnym momencie złapałem się na tym, że sama myśl o tym, by zasiąść na fotelu i zagłębić się w świat wykreowany przez Iana Macleoda, napawała mnie irracjonalnym lękiem. "A może by dzisiaj nie czytać książki? Czy nie lepiej obejrzeć jakiś film?" Sam nie wiem kiedy, ale w pewnym momencie mój cokolwiek mało pożądliwy stosunek do lektury zmienił się o równe sto osiemdziesiąt stopni. Zacząłem połykać kolejne akapity, strony i rozdziały. A kiedy nie było już czego pochłaniać, mogłem tylko głośno westchnąć i stwierdzić, że tej książki będzie mi brakowało.

Taki właśnie jest ten "Dom burz". Początkowo chłodny i nadmiernie skomplikowany, ale z każdym pokonanym rozdziałem coraz ciekawszy, coraz piękniejszy, coraz pełniej prezentujący swój wdzięk. Ta książka to rewelacja, którą moim zdaniem docenią wszyscy miłośnicy ambitnej fantastyki, jak również ci, którym obce były do tej pory sympatie fantastyczne. Rzekłbym, że "Dom burz" jest literaturą piękną wśród fantastyki. To lektura oniryczna, nierealna w swojej autentyczności, wymuskana, przemyślana po najdrobniejszy przecinek... To książka, którą początkowo czyta się dla ciekawego języka opowieści, a później, kiedy już złapie się bakcyla, pochłania się ją dla wszystkiego. Na sam koniec, w długim szeregu zalet, wymienić muszę jeszcze jedną, bez wątpienia najmniej istotną: "Dom burz" wydrukowany został na bialutkim papierze, a dla ochrony przed skutkami zachłanności naszych dłoni osłonięto go sztywną, dość gustowną okładką. Sądzę więc, że nawet na półce książka ta będzie dobrze się prezentować, potwierdzając także w ten sposób, że jej zakup nie był chybiony.
Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation