Książka
warte przeczytania i zatrzymania się na chwilkę
Moi drodzy, z żalem muszę przyznać, że nie jest dobrze. Trzeci „Kłamca” stara się zrobić mały przewrót w przyjętej koncepcji opowiadania przygód Lokiego i mam mieszane uczucia, czy aby na pewno był to dobry pomysł. Ale może to skrupulatnie zaplanowany zabieg i będzie jak u Spielberga – co raz dramatyczniej i na koniec wielkie BUM. Mam nadzieję, że moje domysły będą prorocze.
„Kłamca 3″ jest – łagodnie mówiąc – inny niż dwie poprzednie części. Tym razem nie dostajemy kilku odrębnych historii, a jedną dużo większą i dotyczącą więcej niż najbliższego otoczenia Lokiego. W sumie, powód jest całkiem dobry. Apokalipsa przecież dwa razy się nie zdarza. Lucyfer bierze sprawy w swoje ręce i wysyła swoją armię na Ziemię, aby rozpocząć koniec świata. Podczas gdy anioły na całym Świecie tłuką się z zastępami Upadłych, bóg kłamstwa dostaje ekstra zadanie zgładzenia antychrysta. Niby nic takiego, bo wystarczy ukatrupić jednego diabolicznego bobasa. Problem pojawia się, gdy zamiast wspomnianego bachora, w łóżeczku Loki odkrywa podrzutka elfów. Sprawa sama się nie rozwiąże, anioły również nie będą zadowolone. Jednak bóg kłamstwa ma już sobie tylko znany plan, który (mam nadzieję) uratuje cały świat od zagłady.
Fabuła staje się poważna, wręcz apokaliptycznie poważna. I to jest chyba jedyny poważny minus. Autor ponownie raczy czytelnika porządną dawką przedniego humoru i żartów sytuacyjnych, powracają znane i lubiane postacie, akcja jest wartka i wciągająca. Tyle tylko, że wszystko blednie w obliczu zagłady. Są pewnie tacy, którzy potrafią ten jeden mankament rzucić w kąt i świetnie się przy książce bawić, ale ja nie dałem rady. W końcu, ciężko jest mi się śmiać, gdy sobie pomyślę: „kurde, oni przecież mogą zaraz zginąć!!!”. Aby w pełni cieszyć się lekturą, trzeba porzucić marzenia o ‚starym’ Lokim i nie oglądając się za siebie zasuwać przez kolejne stronice z tym ‚nowym’. Zdecydowanie, pomaga to dostrzec wiele nowości w fabule i warsztacie autorskim i zauważyć, że nie tyle zaszła jakaś ewolucja, co rewolucja. Ostatecznie, mam wrażenie, że jest to książka pod wieloma względami dojrzalsza, i przeznaczona dla bardziej dojrzałych czytelników.
Ogólnie, pozycja jakościowo ustępuje swoim poprzednikom, ale tylko w porównaniu z nimi. Brakuje znanego nam polotu i świeżego młodzieńczego humoru. Jednak całkiem niezależnie, jest to nadal świetna książka – tyle, że stosunkowo odmienna. Dostajemy dojrzałą fabułę i nową jakość humoru. Gdyby nie narzucony przez autora bagaż doświadczeń z dwóch pierwszych tomów, podejście czytelnika mogłoby być diametralnie inne, prawie na pewno lepsze. Ja potrzebowałem przebrnąć przez połowę książki, aby przestawić się na nowe tory. Nie żałuję jednak, bo wyszło mi to na dobre i uważam, że jest to krok konieczny przed lekturą nadchodzącego „Kłamcy 4″.
MA==