Nauka i natura

spokój

Kazimierz Wierzyński

Bal

Dla kogoś ty wyrosła, komu się darujesz,
Panno na nóg podpięciach rozkwita, jak bukiet!
Ty znasz swój czar drapieżny i sama to czujesz,
Jak męczy twoja ciepła tajemnica sukien.

Już urok swój nade mną roztaczasz, jak błonę,
I, jak nietoperz, nagle skoczysz do oczu!
Słuchaj! Rzuć szal na szyję! Wszystko umówione:
Mój murzyn ci karetę wskaże na uboczu.

Nie wracaj dziś do domu, uciekniemy z balu,
Na mym koniu kowbojskim zaszumisz w atłasach,
Jak pióropusz za nami kurzawa skandalu
Powieje po bezbrzeżnych, indyjskich pampasach.

O, meksykańska moja burzo czarnowłosa,
Tu mi się ty rozpętasz, błyśniesz i – roztrzaskasz!
Pobita piękność twój wróci do mnie bosa
Cichutko mię po twarzy welonem pogłaskasz.

Do rąk cię wezmę biedną, jak gniazdo stracone,
Na balu zgaśnie światło, ociemnieją kluby...
Rzuć twój taniec i podnieś powieki zmrużone,
Niech się w ciebie zapatrzę, zapatrzę do zguby.
Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation