https://e-religijne.pl/pl/p/15-spotkan-z-Edyta-Stein-Michel-Dupuis/18802
Edyta Stein podążała drogą prawdy, bo prawda ma swoją drogę: to oznacza, że to, co prawdziwe, daje się poznawać stopniowo, ponieważ, przynajmniej dla umysłu ludzkiego, to, co prawdziwe, zawsze jest złożone, rozbite na fragmenty. Trzeba przyznać – prawda jest różnorodna, będąc jednocześnie fundamentalnie jedna. W jej odsłanianiu się jest zarówno obecność i nieobecność, dar i brak. Inaczej mówiąc, prawda odsłania się w pokornym poszukiwaniu, w pragnieniu, które nie może być dogmatyczne – to znaczy zaspokojone, a więc zgaszone.
Widzimy więc, że pozorne zerwanie ze światem zewnętrznym i z innymi ludźmi nie jest ani ucieczką, ani odrzuceniem. Jest nabraniem dystansu, a dokładniej nabraniem perspektywy: na samotności z Ojcem Jezus modli się za swoich braci. Patrzy z punktu widzenia, który jest podstawą wszelkich punktów widzenia, czyli oczami Ojca, Stworzyciela braci i rzeczy.
Bycie osobą jest warunkiem miłości, ale najpierw stanowi jej owoc. Nie staję się osobą jedynie sam przez się. Bóg i ci, którzy mi w życiu towarzyszą (moi rodzice, mąż czy żona, dzieci, bliscy, sąsiedzi, koledzy z pracy, ogółem „inni ludzie”), też się do tego przyczyniają. Bóg oczekuje, że będziemy osobowi, powierzył nam zadanie wzajemnego „kształtowania” jedni drugich. Mamy się nawzajem „personalizować”, czynić osobami. Rozumiemy, że aby kochać, trzeba być osobą.
Każdy z nas wezwany jest do wzrostu, do rozwoju. Nie jest to po prostu prawo natury, która chciałaby, aby drzewo wyciągnęło jak najdalej każdą swoją gałąź, lecz wezwanie, jakie Stworzyciel kieruje do swoich stworzeń. To właśnie jest Jego chwałą i Jego szczęściem – nasze szczęście i, jeśli można to tak ująć, nasza chwała dzieci Bożych. Nasz Bóg nie mógł nas opuścić – towarzyszy nam po wszystkie dni, aż do końca. Dlaczego? Bo nas kocha.