Inne

Poprostu ludzie

Bogaty ogrodnik

W pewnej wiosce, położonej daleko od miasta, w rodzinie ogrodników przyszedł na świat chłopiec. Ponieważ małżonkowie nie mogli mieć więcej dzieci, to bardzo leżał im na sercu los jedynego syna. Gdy maluch skończył roczek, udali się do znanego jasnowidza z sąsiedniej wioski, by przepowiedział im los ich jedynaka. Byli ludźmi w zaawansowanym wieku i pragnęli się przygotować na to, co zdarzy los ich ukochanemu dziecku. Jasnowidz rzekł, iż chłopca czeka wspaniałe życie, a w wieku 36 lat będzie niezmiernie bogaty. Radość rodziców nie miała granic.

Po powrocie do rodzinnej wioski, opowiedzieli sąsiadom o przepowiedni i obiecanym bogactwie. Cała wieś cieszyła się wraz z nimi, że wreszcie na świat przyszedł człowiek, który być może zbawi ich wszystkich. Mieszkańcy wioski pomagali rodzicom wychowywać syna, karmić go i ubierać. Chłopiec dorastał i wkrótce poznał słowa jasnowidza. Sprzeciwił się wówczas swojemu ojcu, który uczył go ogrodnictwa i sadownictwa, a ojciec nie miał żadnego argumentu, by przekonać syna do pracy i nauki. Przecież i tak będzie bogaty, więc po co mu ten czczy trud?

Mijał czas, syn był coraz starszy, rodzice posunęli się w latach i było im coraz trudniej utrzymywać młodego mężczyznę, któremu do 36 urodzin sporo jeszcze brakowało. Wkrótce rodzice zmarli i pieniądze całkiem się skończyły. Syn sprzedał dom, by zapewnić sobie środki na utrzymanie, zamieszkał w ciasnej komórce i cierpliwie czekał na obiecane bogactwo. Mieszkańcy wioski pomagali mu ze współczucia i dobrego serca, sami jednak żyli skromnie i zbyt wiele dać nie mogli. Coraz trudniej było młodzieńcowi zdobyć pożywienie, ubranie i opał. I oto nastał dzień, w którym młody człowiek ukończył 36 lat. Przez cały rok, każdego dnia czekał na cud, a bogactwo wciąż nie nadchodziło.

Sąsiedzi coraz rzadziej spieszyli z pomocą – pracy mieli wiele, a trzeba było też własne dzieci i siebie wyżywić. Tuż przed swoimi 37 urodzinami, młody człowiek, całkiem zrezygnowany i bardzo głodny, postanowił pójść do lasu, by nazbierać jagód. Przypomniał sobie, jak w dzieciństwie chodził z ojcem po lesie, a ojciec uczył go, jakie jagody, grzyby i korzenie są jadalne, a których należy się strzec. Niestety, niewiele z tego pamiętał. Młody człowiek snuł się po lesie, ale żadnej jagody ani żadnego grzyba nie dojrzał. W drodze powrotnej, po ciemku potknął się o korzeń i wpadł do wielkiego dołu. Rozejrzał się – dół dość płytki, ziemia miękka, wilgotna, trzeba tylko trochę popracować rękami, żeby się wydostać. Ale człowiek do pracy nie przyzwyczajony, całkiem z sił opadł. Usiadł w dole i zapłakał gorzko nad swoim losem i nie spełnionym proroctwie, na które czekał całe życie. Usłyszeli go ludzie z wioski, przybiegli i wyciągnęli nieszczęśnika. Ten jednak tak przemarzł, że wkrótce zmarł w swojej komórce, nie doczekawszy się obiecanego bogactwa.

Stanął teraz przed aniołami i jął się żalić.
- Jak to tak? – płakał. – Jasnowidz tylu ludziom los przepowiedział i wszystko się sprawdziło, a jego tak niesprawiedliwie życie potraktowało! Całe życie czekał! Za co go tak skrzywdzono?
Aniołowie się rzucili do księgi losów, patrzą, a tam faktycznie zapisane, że w wieku 36 lat człowiek miał stać się bardzo bogaty i żyć w dostatku do końca swoich dni… Reklamacja została przyjęta i poczęli aniołowie wyjaśniać co i jak, bo przecież takich pomyłek być nie może… Wezwali Stróża Dostatku, spytali go, co się stało, że los się nie dopełnił?
- Wszystko się zgadza, - odparł Stróż Dostatku. – Miało być bogactwo, ale nie mogliśmy człowieka znaleźć, chociaż bardzo się staraliśmy. Jak się termin zbliżał, żeby bogactwo wręczyć, szukaliśmy go wśród ogrodników, ale tam go nie było. Potem szukaliśmy go wśród rolników, wśród inżynierów, wśród wszystkich innych specjalności, ale tam też go nie było. Udaliśmy się do domu jego rodziców, ale tam mieszkali całkiem obcy ludzie. Poprosiliśmy służby specjalnych gońców, którzy go znaleźli w lesie. W trybie ekspresowym przebudowaliśmy wszystkie plany, wrzuciliśmy jego bogactwo do dołu, umieściliśmy obok wielki korzeń, żeby się potknął, a w dole to trzeba było tylko trochę rękami popracować… Znowu nic. Przecież nie możemy losu nie wykonać, musimy znaleźć sposób, żeby się spełniło co ma się spełnić… A człowiek był już taki osłabiony, że postanowiliśmy mu na głowę to bogactwo wysypać, bo żadnej innej szansy nam odbiorca nie dał. Uradziliśmy, że tak zrobimy, chociaż to wyjątkowy wyjątek, ale czas nas naglił, przecież termin już minął, a nam się nie udało wykonać zadania. No to przybyliśmy w nocy, gdy leżał w gorączce. Już prawie wysypaliśmy bogactwo, a on wziął i umarł w swojej komórce.
Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation